Witôjtaż! To po kaszubsku „witajcie!”. Wiecie co to znaczy…? Tylko i aż tyle, że już mieszkamy w ‚naszym miejscu na ziemi’. Śpimy w naszej sypialni, jemy w naszej jadalni (narazie na zbitym z dech stole) i oglądamy Netflixa z naszej kanapy (obłożonej szczelnie kocami, żeby się przecież nie pobrudziła, bo jest nowa), odnawiamy stare meble, które wnoszą dużo ciepła i wspomnień i kupujemy nowe by je przerabiać albo podziwiać takimi jakie są.
Uff… Pomimo tego, że każde popołudnie jest nadal zajęte i każdy wieczór kończy się na zachłannym oglądaniu Pinteresta i Instagrama i planowaniu NOWEGO, to można odetchnąć, serio. Uff… Czasami nawet nie mamy siły na to i po, dajmy na to, którymś tam olejowaniu kuchennego drewnianego blatu późno w noc, po prostu padamy jak muchy. (Ps. Ten blat wyszedł pięknie ;)) Mój A. mówi, że on to nawet z chęcią wraca do starego mieszkania… ale tylko po to, by zabrać stamtąd jakieś ostatnie nasze graty. Tak więc uff…
Pewnie najbardziej interesuje Was sypialnia, bo to o nich piszę tutaj najwięcej, dlatego mimo, iż jest jeszcze niedokończona jak każde pomieszczenie w naszym domu – poświęcę jej czterem podstawowym elementom następny post. Napiszę Wam o moim zestawie idealnym (materac+kołdra+podgłówek+pościel), bez którego naprawdę nie wyobrażam sobie sypialni podstawowej i kilku dodatkach… bez których też jej sobie nie wyobrażam 😉
A dziś o stronach świata. Sypialnia od wschodu, zachodu, północy czy południa? Dla mnie nie ma sztywnych reguł w urządzaniu i nic nie jest niemożliwe, jednak jest kilka zasad, które przynajmniej powinniśmy wziąć pod uwagę planując nową przestrzeń. Funkcjonalny dom, to taki gdzie układ pomieszczeń i okien gwarantuje jak największą ilość potrzebnego światła i ciepła, ale przecież jak ktoś lubi ciemne norki to nie musi tych reguł wcale słuchać. My u siebie mamy taką jedną norkę, która nie za sprawą okien i strony świata jest ciemna, a koloru ścian. I to raczej tylko chwilowe złudzenie, bo nie jest rozświetlona jasnymi dodatkami, ale jak się domyślacie – jestem już na dobrym tropie. Nie ma zresztą potrzeby, by każde pomieszczenie było wypełnione słońcem, czasami wymaga ono właśnie cienia i przyjemnego chłodu.
Nasza sypialnia ulokowana jest od strony wschodniej, czyli tak „książkowo”. Ma to swoje plusy i minusy, a w zasadzie jeden minus – jest rankiem bardzo jasna, czyli dla kogoś kto lubi sobie pospać (ech, ja to lubiłam jakieś sto lat temu kiedy jeszcze o 6 rano nikt nie mówił mi bardzo słodko „mama, chodź na dół. dam ci pospać na kanapie” – co jest oczywiście zawsze blefem). W poradnikach przeczytacie, że takie słońce o poranku dodaje energii, pozytywnie nastraja, daje siłę na cały dzień. No to może i jest fakt, ale ja z chęcią bym pospała do południa i żadne okno na wschód by mi nawet nie przeszkadzało, gdyby nie mój mały ulubiony dyktator. To jest jeden minus w zasadzie i to jeszcze bardzo łatwy do przeskoczenia, bo rolet, zasłon i żaluzji pięknych, modnych i bardzo zaciemniających są teraz miliony. Taki układ ma jednak sens, zwłaszcza latem, kiedy to do wieczora nasza sypialnia zdąży się już przyjemnie schłodzić, co oczywiście jest bardzo sprzyjające jeśli chodzi o zasypianie i wieczorny komfort.
Północna strona może być jednak alternatywą dla tych, którzy rankiem wolą unikać promieni słonecznych, natomiast okno południowe zagwarantuje dużo cienia i rano i wieczorem, jednym słowem jasno w niej nie będzie, co dla niektórych też się liczy. Ja lubię dużo naturalnego światła, dlatego zmieniliśmy nawet nieco projekt domu, aby wszystko było po naszej myśli. Wschodnie słońce nie grzeje jeszcze jak kaloryfer więc przegrzanie nam nie grozi a i już wczesnym południem możemy tu spędzić mile czas (albo uciąć sobie małą drzemeczkę – ja sobie taką ucinam czasami razem z Emem w myśl zasady „śpij gdy dziecko śpi, gotuj gdy dziecko gotuje i pierz jak i ono pierze”). Tak, opłaca się…
Jeśli chodzi o zachód, to oczywiście też można. Tutaj jedynym ryzykiem będzie zbyt duże nasłonecznienie i ogrzewanie pomieszczenia w porach wczesnowieczornych, a co za tym idzie zbyt ciepła atmosfera dla ergonomicznego i dającego ukojenie snu.
Wychodzi na to, że tak jak zawsze – wszystko jest kwestią stylu życia i oczekiwań domowników. Okno wschodnie po dwóch miesiącach „użytkowania” w sypialni u nas się sprawdza, oczywiście z roletą rzymską. Zapewne to, że lepiej się w niej wysypiam jest również fakt dużo mniejszego poziomu stresu, który zrzuciłam wraz z przeprowadzką i pewnego rodzaju osiągnięcie zamierzonego celu i to moje „uff” z początku tekstu. Fajnie tu jest, powiem Wam, na tej naszej wsi. To trochę jakby powrót do korzeni w moim przypadku. Uzupełniamy ten nasz kawałek podłogi powoli i nie na hura. Wkładamy w to całe serce (i portfele…), ale to daje ogromną satysfakcję. I fajnie, że mimo wielu wyrzeczeń i poświęceń to procentuje. Nie za rok, nie na na starość – choć pewnie też – ale to dzieje się już teraz.
Dobri nocë.
Najnowsze komentarze