Dziś smutna, ale piękna prawda o fotelach w sypialni. Piękne, to pewne, lecz kończą wszystkie tak samo. Co z tego? Ja zawsze przedkładam (początkowe) względy estetyczne nad (ostatecznymi) praktycznymi.
Moim zdaniem fotele dodają sypialniom wiele uroku, bez względu na styl. I według mnie istnieją dla nich cztery główne zastosowania. Po pierwsze – podnoszą walor estetyczny wnętrza. Po prostu stoją tu sobie dla ozdoby, by cieszyć oko. Pięknie wyglądają z narzuconym na oparcie kocem albo dopasowaną wizualnie poduszką. Takie dopełnienie całości – jeśli oczywiście macie taki metraż, który na tę fanaberię pozwoli, w taki sposób by nie zagracić pokoju albo co gorsza nie obijać sobie o niego kostek o 3 w nocy jak będziecie na pół śpiąco snuć się po wodę albo gnać na złamanie karku do płaczącego dziecka. Swoją drogą uderzyć się w kostkę o 3 w nocy, to jest ból nieziemski…
Drugi typ z występujących foteli sypialnianych też fajny. Służy bowiem do czytania wciągającej książki, picia kawki, rozmyślania nad pięknem istnienia, planowania dalekich podróży i oglądania kolejnych niezbędnych przedmiotów z aukcji internetowych, do grzebania w komórce, szydełkowania i dziergania. Tak w skrócie. Jednym słowem mebel niezbędny.
Trzeci – tymczasowy, na czas karmienia niemowlaczka. Taki wydawał mi się jeszcze niedawno niezbędny, ale z powodów właśnie metrażowych nie mogłam go mieć. Myślę, że oszczędziłby plecy i dawał dużo komfortu zmęczonej w środku nocy mamie. No przynajmniej jak nie dużo, to więcej. Bo przecież by za taką mamę nie wstał i nie nakarmił dziecka. Ale oparcie by dał.
No i czwarty typ… Niestety tak najczęściej kończą pierwsze trzy (choć znam wyjątki, serio, i one czasami zostają tym, czym w pierwotnych założeniach były). To typ: fotel – garderoba. Czyli ten przywalony stosem ubrań. A tu różnie u każdego: albo stertą ubrań do prasowania albo odwrotnie – do prania. Albo ten z rodzaju „nie mam się w co ubrać, to jednak nie ten kolor, nie ten fason, to dziś nie wypada albo to zdecydowanie za obcisłe do pracy”. I rośnie ta kupka w mgnieniu oka. Normalka. I w zasadzie jeśli to komuś nie działa na estetykę, to czemu nie? Przecież swoją rolę spełnia.
Jeśli jednak typ pierwszy jest Wam bliski, to tutaj jest pole do popisu, bo obicia, kolory, style są tak różne i piękne, że bez problemu znajdziecie coś dla siebie. Nowoczesna forma albo vintage styl – bez znaczenia jednak jeśli przeobrazi się w typ czwarty
Również wiele zastosowań ma opisywany kiedyś przeze mnie tutaj hoker HUK, dostępny w sieci salonów Selene Materace. O, ten też wymiata. Poczytajcie jaki „hoker- orkiestra” z niego.
Na koniec pokażę Wam mój własny stary – nowy Chierowski rodem z PRL. Obiecałam w tym wpisie, że się pochwalę. Możecie sobie tam obejrzeć jak wyglądał przed reanimacją. Jeszcze narazie w plenerze, bo wnętrze „się robi”, jak wiecie. Najważniejsze jednak, że ucichły głosy w moim najbliższym otoczeniu o jakichś starych gratach i inne tym podobne epitety (tak, o tych piszę co ich teraz pieką uszy).
Można? No.
Najnowsze komentarze