Szał teraz na to jest. Ja nie bardzo gustuję w rzeczach, które mają wszyscy, ale ten fotel bym chciała na swojej drewnianej, obrośniętej bujną roślinnością werandzie mieć. Takiej werandy nie mam póki co, ani fotela. Aczkolwiek będę mieć… już kiedyś. Bo przecież nie w samej sypialni człowiek żyje.
Fotel wiszący, fotel kokon, fotel kula, kilka nazw spotkałam. Pasuje do sypialni, salonu, pokoju dziecięcego czy na taras. Można się w nim schować niczym w kokonie i nawet tak się poczuć – miło, ciepło i bezpiecznie. Można się w nim odciąć od wszystkiego (o ile się nie ma małych dzieci, bo wtedy nie da się odciąć nigdzie, nie łudźcie się), poleżeć, zrelaksować się.
Taki fotel to tak naprawdę połączenie fotela i hamaka (à propos pamiętacie (klik)? Stary wpis, ale teraz na czasie). To tak naprawdę dobra alternatywa dla tych, którzy owym hamakiem ze względu na brak ogródka lub małą jego powierzchnię, hamakiem cieszyć się nie mogą. No i ważne, że można się nim cieszyć cały rok, bez względu na pogodę. Fotele przytwierdzane do sufitu lub zamocowane na stojakach, wiklinowe, rattanowe, plecione czy inne plastikowe – wszystkie dostępne w sklepach stacjonarnych mają teraz ogromne wzięcie. Przekonałam się o tym, kiedy minęłam na zakupach kolejny tego typu fotel, stojący na ekspozycji salonu z karteczką „towar zarezerwowany”.
Dostępne one są w wersji zabudowanej – tutaj będziecie czuli się bardziej odcięci od świata i „zaszyci” oraz w opcji tylko z siedziskiem i oparciem – tutaj macie więcej przestrzeni oraz mniej skrępowane ruchy. Zależy zatem wszystko od Waszych preferencji i potrzeb. Decydując się na tego typu fotel w pomieszczeniu czy też na zewnątrz, tworzymy pewną strefę relaksu w danym miejscu. Budzi on bowiem poczucie przyjemnego nastroju, spokoju i wypoczynku. Ponoć już psychologowie udowodnili, że ciało człowieka wprawione w taki powolny ruch szybciej się odpręża.
Może interesuje Was też maksymalna waga, jaką nasz fotel podwieszony (na specjalnym zestawie do montażu) może udźwignąć? W większości producenci podają, że jest to 100-120 kg. Mogę tyć spokojnie. Dla tych, którzy nie są bohaterami w swoim domu, proponuję fotel wiszący, jednak montowany na stelażu. Plusem jest to, że możemy się na nim wylegiwać przed kominkiem w deszczowe dni, po czym po paru dniach wystawić go na taras by ogrzać swe lico w promieniach słonecznych. Minusem zaś, nieco więcej zajętej powierzchni niż w opcji bez stelaża.
Historia foteli wiszących sięga 1968 roku, kiedy to na rynku pojawił się, kultowy już, fiński model Bubble Chair. Jego sława opiera się prawdopodobnie na lekkiej formie, porównywanej do bańki mydlanej. My w dzisiejszym świecie lubimy wygodne, multifunkjonalne rozwiązania, dlatego fotele wiszące porwały nasze serca. Bo na nim i dziecko się pohuśta w zabawie, i mąż sobie pochrapie po niedzielnym schabowym, a i żona Harlequin’a poczyta z zapartym tchem. Żyć nie umierać – nic tylko kupować. Ja na przykład używam laptopa przeważnie w łóżku, a myślę, że ten fotel to byłaby dla mnie w końcu alternatywa – nadal jakby w łóżku, a jednak jak cywilizowany człowiek – jednak na krześle bym się w tego kompa gapiła. A. ciągle krzyczy, że łóżko nie jest miejscem dla komputera i ma poniekąd rację. Aaacha! I jeden argument już jest! Oby tak dalej, to czuję, że uwiniemy się z tym fotelem szybciej niż z werandą 🙂
Czytam ostatnio sporo o duńskim ‚hygge” i ten fotel dość mocno wpisuje mi się tam stylem i przeznaczeniem. Taka przyjemna, rozkołysana, lekka radość bytu w domowym zaciszu. Och, poetka ze mnie.
Czas odpocząć. Śpijcie dobrze :*
Najnowsze komentarze