Macie czasami tak, że coś Wam się spodoba, coś Wam wpadnie w oko, a nie umiecie tego nazwać? Ja mam tak często. Może dlatego, że lubię nowości, a jestem raczej wzrokowcem, no i pamięć mam słabą. I wczoraj odkryłam, że podziwiam coś, czego nazwy do tej pory nie znałam. To nie nowy gadżet, nie nowa zachcianka (chociaż…?), a STYL, którego elementy już dawno mnie zachwycały, które planuję namiętnie wykorzystywać w nowym domu, ale nie starałam się im nadawać ram i określać ich nazwą. Styl Kinfolk. Czyżby szykowała nam się detronizacja tak uwielbianego stylu skandynawskiego?
To bardzo możliwe. Wszyscy teraz chcą żyć naturalnie, eko, blisko natury. To taka tęsknota za wolnością i życiem bez skrępowania, a z drugiej strony, to po prostu nowy trend. Slow life świetnie wpisuje się w te wariackie czasy, w jakich przyszło nam żyć i jest dla nas pewnego rodzaju schronieniem przed pracą, obowiązkami, wiecznym „muszę”. Taka sielanka po godzinach. Chociaż tyle. I aż tyle. Nic więc dziwnego, że przenosimy tę filozofię także jako niezwykle ważny aspekt w obcowaniu z naszym najbliższym otoczeniem – naszym domem, wnętrzami, wyposażeniem.
Mnie mega wciągnął ten temat, bo nie dość, że wnętrza w tym stylu są po prostu piękne, to kryje się w nim jeszcze jakaś tęsknota i tajemnica. Taka wręcz nostalgia za przeszłością. Nie każdy to lubi, ale w moim odczuciu takie powroty do korzeni – w takim wydaniu – są czymś nadającym charakter i duszę wnętrzu. Ludzie, którzy ten styl sobie upatrzyli są świadomi, chcą podążać za własnym rytmem, nie robić niczego na siłę. To widać w tych wnętrzach.
Na fotografiach widać jak ważna jest chwila, jej ulotność, celebrowanie zwykłych spraw. Brzmi to może infantylnie, ale harmonia, obcowanie z naturą, proste sprawy, równowaga, prawda, taka sielskość i anielskość trochę, to to, co charakterystyczne dla tych, którzy sprzeciwili się konsumpcjonizmowi – również w sferze designu. Nazwa wzięła się od tytułu magazynu, który właśnie fanów takich klimatów skupia. Patrząc na zdjęcia łatwo skojarzyć, że nie jest to styl jednoznaczny, łączy w sobie elementy boho, vintage, stylu skandynawskiego, ale i industrialnego. To wszystko daje dużą swobodność w łączeniu elementów.
Istotne w stylu Kinfolk są naturalne barwy, materiały i tkaniny. Znajdziecie tu miejsce na recykling – fajnie jest bowiem mieć komodę po babci albo łóżko po stryjku taty – to nie tylko wartość sama w sobie, ale pamiątka – mebel z duszą i historią. Rośliny i przeróżne kwietne instalacje, zresztą wszystko co jest wytworem ludzkich rąk, będzie tu mile widziane. Ciężko to pisać, ale w tym stylu centrum domu, jego sercem jest kuchnia – drewniany stół, wspólne posiłki, oryginalna nadgryziona zębem czasu zastawa. To widać często na pięknych fotkach sielsko nakrytych stołów. Ale i w sypialni będziemy mieli pole do popisu, bez obaw. Ja się jaram jak dziecko, tak mi się to spodobało.
Co najbardziej mi się podoba, to taka indywidualność, że im bardziej po mojemu, tym lepiej, im bardziej nieperfekcyjnie, tym ciekawiej, im bardziej powoli i bez spiny, tym autentyczniej. Można się rozmarzyć. Ja na swojej kaszubskiej wsi na bank wprowadzę kilka elementów Kinfolk. Obserwuję już kilka profili z meblami vintage – będę na nie polować i szukać niepowtarzalnych perełek. Aaa, przypomniało mi się, że sama nazwa stylu oznacza rodziców i najbliższą rodzinę. To już budzi zazwyczaj dobre i ciepłe konotacje. Taki minimalistyczny czar zasieję dzisiaj i u Was. Pyk!
Rośliny to istotna kwestia w tym stylu, oczywiście te naturalne. Ich prezentacja jest równie ważna jak ich sama obecność, Plecionki, koszyczki, gliniane donice, abażury, klosze – o to powinniśmy zadbać przede wsystkim. Zielniki, kwietniki, mini-warzywniaki – nastawcie się na to. Teraz sobie przypomniałam – wiszę Wam jeszcze post o roślinach do sypialni – muszę to nadrobić, co by Wam się tam zdrowo spało.
Ech, za każdym razem kiedy oglądam takie zdjęcia, rozpływam się, chcę takie wnętrza mieć, chodzić po tych drewnianych podłogach, podlewać te kwiaty, pleść te naturalne łapacze snów, zapraszać znajomych do tego ogromnego stołu, gilgać się z piszczącym Kluskiem pod tymi kołdrami, poduszkami i kocami…. I teraz to jest ta jedna szansa na milion by wszystko urządzić tak harmonijnie i z miłością. Może potrwa to latami, może będziemy te graty zbierać i zwozić, wygrywać na aukcjach i dostawać w spadku? Może to jest proces, a nie wszystko na raz bo SIĘ NIE DA po prostu? Może tak właśnie powstaje ta domu dusza?
Najnowsze komentarze