Każdy kojarzy je po swojemu – dla jednych to miłosne harce, dla innych zakrapiane balangi do rana, dla niektórych arcyciekawe książki, od których nie można się oderwać mimo, że nazajutrz trzeba rano być na nogach. Każdy ma swój ulubiony sposób spędzania wolnego czasu, nie tylko nocą, ale wtedy gdy dzieci śpią, naczynia pozmywane, kwiaty podlane i podłogi wyszorowane. Dziś potraktuję o rozrywce – takiej która luźno wiąże się z sennymi klimatami. Inteligentni ludzie się nie nudzą podobno, ale może kiedyś jakimś cudem jednak zabraknie Wam inspiracji. Wtedy zjawiam się ja i moje pomysły fajnych wypełniaczy czasu, tadaaam! Witam w mojej krainie snów.
Jeszcze nie wiecie, ale jestem fanką gier – planszowych, karcianych, imprezowych, kooperacyjnych, strategicznych, przygodowych, no jednym słowem różnych. Mamy z A. już pokaźną ich kolekcję i nie możemy się doczekać kiedy Klusek usiądzie i zagra z nami swoją pierwszą planszówkową partyjkę. Na to sobie jeszcze trochę poczekamy, dlatego póki co udaje nam się czasami zagrać w coś ze znajomymi późnym wieczorem po wszystkich kąpielach, nacieraniach, smarowaniach pup (Kluska rzecz jasna!) i tulkaniach do snu. Wśród naszych zbiorów jest jedna karcianka – Onirim – w której generalnie chodzi o to, żeby wędrując w krainie sennych koszmarów znaleźć oniryczne drzwi, dzięki którym uwolnimy się z koszmaru nim sen się skończy. Można sobie w Onirima grać samemu albo we dwójkę – ja wolę tę drugą opcję, zresztą jak w każdej grze, bo jakoś nie bawi mnie zabawa w pojedynkę. Nie będę opisywać dokładnych zasad, ale talia składa się z bardzo ładnie wykonanych kart drzwi, labiryntu, snu i relikwii. W grach aspekt estetyczny, nie ukrywam, też wpływa na to jak często lubię do nich powracać. Macie ochotę wyruszyć w podróż tajemniczym labiryntem krainy snów by odnaleźć zagubione drzwi i nie utknąć w koszmarze na wieeeeki?
Teraz dwie propozycje dla artystycznych duszyczek. Ostatnio bardzo modne stały się uspokajające kolorowanki dla dorosłych. Na pewno je kojarzycie, bo zalegają teraz na półkach każdej szanującej się księgarni. Jedna z nich „Łapacz Snów” doskonale wpisuje się w dzisiejszy temat. Szczerze Wam powiem, że lubię czasami dla wyciszenia, odprężenia i odzyskania wewnętrznej równowagi (brzmi prawie jak joga, a ruszacie tylko dłonią) pobazgrać w tych zeszytach. Dodatkowo można w nich znaleźć fajne myśli i sentencje. Zapewne niektórym taka rozrywka wyda się infantylna, ale na mnie to działa. Można z jednej strony znowu poczuć się jak dziecko, jednak prace nie są dziecinne, są skomplikowane (o ile tak można powiedzieć, bądź co bądź, o kolorowance) i o wieeele bardziej szczegółowe. Sama przyjemność nadawać kolory tym rajskim ptakom i egzotycznym roślinom. Skusicie się?
Innym twórczym sposobem na nudę jest własnoręczne wykonanie łapacza snów. W tym poście pisałam Wam o nich trochę więcej. W sieci znajdziecie mnóstwo filmików z inspiracjami jak samodzielnie je wykonać. Jeśli ktoś ma dobry gust, to będzie taki łapacz finalnie świetną ozdobą sypialni, jeśli ktoś jednak nie posiada manualnych zdolności, ale chęci i owszem, to można go powiesić w ogrodzie na drzewie (wiatru, deszczu i mrozu nie przetrwa, gwarantuję).
Mam jeszcze jeden sposób na zrzucenie z pleców codziennych trosk, zmartwień i obowiązków. Stare dobre komedie romantyczne. No bo kto ich nie lubi? No i kto powiedział, że musimy co wieczór oglądać ambitne kino. Wychodzę z założenia, że każdy z nas potrzebuje czasami tzw. „odmóżdżenia”, odprężenia na filmie, podczas którego nie trzeba przez dwie godziny prężyć się na 100% by nadążyć za fabułą. Moje „senne” tytuły, które każdy oglądał choć raz albo o nich na pewno słyszał to:
Bezsenność w Seattle – o tym jak dzięki nocnym radiowym wyznaniom synka pewien wdowiec znajduje nową miłość. So romantic! Zresztą co może powstać z połączenia na ekranie Meg Ryan i Toma Hanksa? No wiadomo, dobry, lekki film o miłości.
Ja cię kocham, a ty śpisz – klasyczna bajka o miłości z śpiączką w tle. Poczciwa Sandra Bullock – filmowa Lucy, sprzedająca bilety w metrze – zadba o dobrą dawkę humoru, ale i romantycznych uniesień. Jak to zwykle bywa, pasmo nieporozumień prowadzi finalnie do wielkiej miłości.
Jak we śnie – kolejne love story, jednak nieco surrealistyczne, ale nadal piękne (może właśnie dlatego, że oderwane od rzeczywistości…?) Dyskusyjne czy do końca typowa komedia romantyczna, ale film równie warty obejrzenia. Historia nieśmiałego artysty, który manipuluje między światem snu i realnym życiem. Młody grafik – główny bohater często puszcza wodze fantazji, nie do końca radząc sobie z szarą rzeczywistością. Przekonajcie się jak połączy te dwa światy kiedy pozna sympatyczną Stephanie.
Może Wy też macie jakieś pomysły na „senne” spędzanie wolnych chwil? Ślijcie pomysły, chętnie skorzystam. Jestem łasa na takie kąski 🙂 A póki co, idę spać. Po prostu. Dobranoc 🙂
Ps. Aaa, zapomniałabym! Odwiedźcie mnie koniecznie w poniedziałek, będę miała dla Was coś ekstra!
Najnowsze komentarze